And now for something completely different...

mam opinię i nie zawaham się jej użyć
Awatar użytkownika
Asynon
Uczeń
Uczeń
Posty: 9
Rejestracja: 8 lut 2007, o 16:20
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: z Krakowa
Kontakt:

And now for something completely different...

Post autor: Asynon »

Ludzie powieści piszą... Bez wątpienia. Podobnie jak wampiry. Każdy się ze mną zgodzi, nieprawdaż?

Zasadnicza różnica - jak co bystrzejsi zdążyli się już zorientować - wynika z osoby autora. Ściślej mówiąc z jego przynależności gatunkowej, która implikuje długowieczność i w końcu - nieprzeciętną wiedzę zbieraną w ciągu setek lat egzystencji. Nasz autor-wampir będzie szukał wciąż nowych tematów, nowych form, zupełnie innych założeń literackich. Popadnięcie w rutynę by go zabiło – w końcu jak można pisać o tym samym przez całą wieczność... Lepiej od razu strzelić sobie osikowym pniem w łeb. Jak natomiast wygląda inwencja twórcza u ludzi? Przyjrzymy się jej na dzisiejszym seminarium.

Obecna średnia życia gatunku ludzkiego wynosi około 66 lat, zdecydowanie odbiegając od praktycznie nieśmiertelnych wampirów czy mitycznych elfów. W oczywisty sposób co kilkadziesiąt lat każde pokolenie zmuszone jest zasmakować wszystkiego, co współczesne im wampiry znały od dziesiątek a może i setek lat. Każde ludzkie pokolenie przeciera szlaki (w tym literackie), które z niedostępnej, tajemniczej ścieżki przeistaczają się z biegiem lat w wykładane asfaltem drogi przelotowe. Na razie nie ma w tym, rzecz jasna, niczego złego. Będziemy jednak kontynuować naszą metaforę by przedstawić dalszy rozwój wypadków.

Autostrada staje się w końcu popularna, tysiące podążają nią, następne miliony znają już trasę z oddźwięku kulturowego lepiej niż własną kieszeń
I tutaj należało skończyć: „Panie, panowie, dotarliśmy do końca. – mówi Traper. - Nazwiemy tą krainę >Powieść gotycka<. Zamieszkujące ją stworzenia to >wampiry<. Wampiry jakie są, każdy widzi: nieśmiertelne, cierpią rozdarte pomiędzy odruchami ludzkości a pragnieniem krwi, ale jak się je oswoi to nawet nie gryzą. Ot, koniec i kropka. Chodźmy na obiad.”.

Jednak z jakichś powodów gdy nasi pionierzy obmyślają przy bigosie plany kolejnej wyprawy, z krzaków wypełzają złaknieni przedsiębiorcy. Tak kończy się rewolucyjny podbój nowych ziem a zaczyna ich komercjalizacja i oswajanie dzikich terenów. Tymczasem przy wjeździe na autostradę wyrastają kasy biletowe.

Chociaż turyści doskonale wiedzę dokąd prowadzi szlak nie przeszkadza im to ustawiać się w kolejce by po raz... kolejny zobaczyć te same krajobrazy. Specjalne miejsca na trasie zostają opatrzone wyraźnymi kierunkowskazami i tabliczkami wyjaśniającymi czego właściwie należy się tu dopatrzyć. Dziki szlak zostaje też szczelnie odgrodzony ekranami, by nikomu nie przeszkadzać (lub nie dogadzać bez pobrania odpowiedniej opłaty). Jeżeli jakaś część drogi jest zbyt niebezpieczna, lub nie zyskałaby popularności w biurach podróży – żaden problem! Wystarczy zrobić objazd.

Dzielni specjaliści od marketingu przedzierają się ze swoimi maczetami przez puszczę formalizując każdy krzaczek i przycinając na swoją modłę. Z dżungli amazońskiej zostaje park rozrywki „Leśna przygoda”. Tak wszystkie niedopowiedzenia zostają wyjaśnione. Każda tajemnicza istota dorabia się setek opracowań naukowych, aż znamy nawet ogniskową przeciętnego ducha. Światła jupiterów padają w najmroczniejsze kąty kniei. Należy zadać sobie pytanie: Ile teraz pozostało z nieprzebytych ostępów pełnych dziwów i nieznanych stworzeń?
Nasz długowieczny pisarz-krwiopijca dobrze zna odpowiedź. Dlatego nawet nie prychnie „A pff... Oto jest kapitalizm”. Popatrzy tylko z nieskrywaną odrazą na twarzy i wróci do swego świata w poszukiwaniu nowej Weny. A ludzie... Jak to ludzie. Wolą nie uświadamiać sobie, że większość ich najnowszych dzieł została już dawno napisana. W końcu niczego tak nie lubimy jak odgrzewanych kotletów: są przecież takie wygodne. I jest grubo.

Dlatego te same myśli będą wciąż ubierane w nowe tytuły, producenci będą nas straszyć Draculą 3001 i tylko dzieci Byrona czy Goethego westchną czasem zadumane nad losem hektarów lasów wycinanych na produkcję nowych książek.

Awatar użytkownika
Falka Valiarde
Major Renegatów
Major Renegatów
Posty: 1001
Rejestracja: 1 kwie 2006, o 20:34
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Falka Valiarde »

Wiele prawdy jest tu ukazanej... Lecz akurat bardziej bym w tym kierunku mówiła o nowych ekranizacjach starych książek chociażby, ale nie o nowych książkach.

Wiadomo oczywiście, że jakieś motywy powstają (lecz jest ich jednak ograniczona liczba) i są wykorzystywane później przez różnych autorów. Lecz każdy z tych autorów wymyśla włąsną historię i chce ją pokazać innym. Czy to źle ?
Wiadomo, że jeśli "publiczności" podobają się wampiry to zaczynają się nimi interesować. Później jedna z takich zainteresowanych osób spróbuje sama coś stworzyć, jakieś nowe dzieło na temat tychże wampirów. Lecz czy to źle ?
To samo odnosi się do elfów, krasnoludów, magi, czarów, wilkołaków, smoków i innych takich zarówno fantastycznych postaci jak i wątków typu Romeo i Julia.

Asynon widzę w Twoim poście wiele prawdy, że tematy i wątki są w pewnym sensie "odgrzewane". Lecz musisz zauważyć, że każdy z autorów do takiego wątku dodaje część siebie i pod tym względem książki te są unikatowe. Każdy autor do danego wątku podchodzi indywidualnie i co z tego, że oto kolejna osoba napisała książkę o smokach, wampirach czy krasnoludkach ? Czy należy coś takiego tępić? Może tępić należy kreatywność? I własną inwencje twórczą?

Zaś jeśli chodzi o argument z wycinaniem lasów to nie moge zbyt wiele powiedzieć. Co mam powiedzieć, że papier nie ejst wytwarzany z drewna? Kłamałabym... Lecz papier jest używany wszędzie i to w bardzo dużych ilościach. Chociażby sterty gazet, które wychodzą każdego dnia i jedna większa i grubsza od poprzedniej...
Lecz książka jest czymś trwalszym niż gazeta.
"Jeśli zamierzasz czytać dalej, pamiętaj proszę, że słowa mogą krwawić."

Awatar użytkownika
Asynon
Uczeń
Uczeń
Posty: 9
Rejestracja: 8 lut 2007, o 16:20
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: z Krakowa
Kontakt:

Post autor: Asynon »

Słusznie, kreatywności nie tyle nie należy tępić, co wręcz trzeba ją pielęgnować. Jednak jakie dzieło można uznać za naprawdę kreatywne? Świeże?

Proza Tolkiena stała się klasyczna. Nie był wprawdzie prekursorem fantasy, ale jednym z najwybitniejszych twórców. Pokazał, że można tworzyć nowe światy, inne rzeczywistości z ich własną historią i mieszkańcami, osadzać w nich akcję powieści. Ale od czasu Tolkiena powstały setki, jeżeli nie tysiące powieści które nie rozwinęły tematu a jedynie stały się przyczynkiem do przedłużenia życia ich Autora. Tyle, że nie ma ono niczego wspólnego ze spiżowymi pomnikami. W każdej księgarni można spotkać tony tytułów opiewających losy kolejnego krasnoluda, elfa i człowieka ratujących królestwo przed smokiem. No dobrze, nie będę stronniczy. Są też takie, w których cały Plan ratowany jest przez glabrezu, abiszaja i sukkuba, albo Mroczny Elf, Rycerz Ciemności i Ciemny Cień ratują na przekór przesądom zakon paladynów przez siłami Zła. Oczywiście, autorzy takich książek muszą dodawać coś od siebie. Ale czy to już wystarcza? Każde wypracowanie napisane na języku polskim niesie ze sobą jakąś cząstkę duszy Autora. Jednak nie każde nadaje się do publikacji, no, w każdym razie poza serwisami takimi jak ściąga.pl.

Romantyzm zakładał, że każde dzieło powinno być oryginalne. Że nie można pisać po raz setny o tym samym, to powiększa tylko szum informacyjny. Teraz teoretycy Sturm und Drang przewracają się zapewne w grobie. Dlatego warto podkreślić rolę krytyków, którzy spośród oceanu nowej literatury odławiają perły. Tylko dlaczego mamy sugerować się subiektywnym odczuciem krytyka? Nie lepiej samemu sprawdzić co nam pasuje? Pewnie, że lepiej. Tylko to oznacza, że codziennie trzeba by przeczytać kilkaset tytułów.

Uważam, że każdy autor powienien kilkakrotnie zastanowić się, czy jego pomysły są naprawdę odkrywcze, czy prezentują coś zupełnie nowego. W innym wypadku jego talent może przecież znaleźć doskonałe ujście chociażby w publicystyce.

Awatar użytkownika
Falka Valiarde
Major Renegatów
Major Renegatów
Posty: 1001
Rejestracja: 1 kwie 2006, o 20:34
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Falka Valiarde »

Asynon pisze:Ale od czasu Tolkiena powstały setki, jeżeli nie tysiące powieści które nie rozwinęły tematu a jedynie stały się przyczynkiem do przedłużenia życia ich Autora. Tyle, że nie ma ono niczego wspólnego ze spiżowymi pomnikami.
Sądzę, że chodziło o pomnik trwalszy niż ze spiżu.

Lecz ja to widzę w taki sposób, że właśnie każda z książek powstająca jest właśnie takim pomnikiem, niektóre z nich są to właśnie takie spiżowe pomniki, zaś inne są od nich trwalsze.
Wszystko to zaś wynika od czytelników.

Asynon pisze: Dlatego warto podkreślić rolę krytyków, którzy spośród oceanu nowej literatury odławiają perły. Tylko dlaczego mamy sugerować się subiektywnym odczuciem krytyka? Nie lepiej samemu sprawdzić co nam pasuje? Pewnie, że lepiej. Tylko to oznacza, że codziennie trzeba by przeczytać kilkaset tytułów.
Właśnie jak napisałam wyżej wszystko zależy od czytelników, od Nas.
Oczywistym jest, że nie przeczytamy wszystkich książek czasem kierujemy się gustem innych czy to krytyków czy znajomych. Ponieważ właśnie sami nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkiego.
Choć sama muszę przyznać, że częściej kieruje się zdaniem znajomych, są książki na które oni zwrócą uwagę przeczytają i polecą mi, a są inne które odradzą. Jeśli ma się podobny gust to można, że tak powiem trafić według takiej opini.
Asynon pisze:Uważam, że każdy autor powienien kilkakrotnie zastanowić się, czy jego pomysły są naprawdę odkrywcze, czy prezentują coś zupełnie nowego. W innym wypadku jego talent może przecież znaleźć doskonałe ujście chociażby w publicystyce.
Lecz jak autor może dokłądnie o tym zdecydować, przecież każdy pisząc coś tweirdzi, że to co on stworzył jest wyjątkowe. I jest to prawda ponieważ niesie w sobie cząstkę autora i jego przekaz. To czytelnicy decydują co tak na prawdę jest "lepsze" i "gorsze". Lecz wiadomo, że każdy ma prawo do własnego zdania.
Pozatym nie wszystkie napisane książki trafiają do druku i, że tak powiem do wglądu dla szerszej widowni.
"Jeśli zamierzasz czytać dalej, pamiętaj proszę, że słowa mogą krwawić."

Awatar użytkownika
Falk
Major Nocarzy
Major Nocarzy
Posty: 2611
Rejestracja: 25 kwie 2006, o 13:47
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Tam, gdzie żyją Forfitery
Kontakt:

Post autor: Falk »

Asynon pisze:Proza Tolkiena stała się klasyczna. Nie był wprawdzie prekursorem fantasy, ale jednym z najwybitniejszych twórców. Pokazał, że można tworzyć nowe światy, inne rzeczywistości z ich własną historią i mieszkańcami, osadzać w nich akcję powieści. Ale od czasu Tolkiena powstały setki, jeżeli nie tysiące powieści które nie rozwinęły tematu a jedynie stały się przyczynkiem do przedłużenia życia ich Autora. Tyle, że nie ma ono niczego wspólnego ze spiżowymi pomnikami. W każdej księgarni można spotkać tony tytułów opiewających losy kolejnego krasnoluda, elfa i człowieka ratujących królestwo przed smokiem. No dobrze, nie będę stronniczy. Są też takie, w których cały Plan ratowany jest przez glabrezu, abiszaja i sukkuba, albo Mroczny Elf, Rycerz Ciemności i Ciemny Cień ratują na przekór przesądom zakon paladynów przez siłami Zła.
Jednak pamiętaj na przykład o gatunku dark fantasy czy low fantasy, w których założenia Tolkiena wywrócone są do góry nogami, a książka traktuje opowieści o Śródziemiu tylko jako przyczynek. Jako przykład podam na przykład Sagę o Wiedźminie, która z Tolkienem wspólnego ma niewiele, a moim zdaniem od Władcy Pierścieni jest znacznie lepsza.
Romantyzm zakładał, że każde dzieło powinno być oryginalne. Że nie można pisać po raz setny o tym samym, to powiększa tylko szum informacyjny. Teraz teoretycy Sturm und Drang przewracają się zapewne w grobie. Dlatego warto podkreślić rolę krytyków, którzy spośród oceanu nowej literatury odławiają perły. Tylko dlaczego mamy sugerować się subiektywnym odczuciem krytyka? Nie lepiej samemu sprawdzić co nam pasuje? Pewnie, że lepiej. Tylko to oznacza, że codziennie trzeba by przeczytać kilkaset tytułów.
Jak ja pamiętam ogólniak, to wydawało mi się, że każde dzieło jest na jedno kopyto - bohater to nadwrażliwiec, neurastenik i zazwyczaj suchotnik, który przeżywa rozterki moralne, etc. Ile powstało naprawdę oryginalnych dzieł romantyzmu? Ile naprawdę warte jest przeczytania? Moim zdaniem niewiele. Na tle przeciętnego bohatera romantyzmu wampir opisany przez Ciebie to naprawdę zdrowy psychicznie, pogodny człowiek.
Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej.

J. Piłsudski

Awatar użytkownika
Asynon
Uczeń
Uczeń
Posty: 9
Rejestracja: 8 lut 2007, o 16:20
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: z Krakowa
Kontakt:

Post autor: Asynon »

Wrocławianinie: Gatunki dark, light, low, high, hardcore, epic, fairy, urban etc. etc. fantasy również można zaliczyć do "modernistycznego" nurtu tego rodzaju literatury. Opowieści z Narni, Conan Barbarzyńca itd. tworzyły jeszcze podwaliny gatunku. Natomiast przeraża mnie obecny zalew rynku (jak to brzmi... rynku) cyklami w stylu Forgotten Realms, które na siłę wykorzystują utarte ścieżki. Nie czarujmy się, że część pisarzy zwyczajnie zarabia na pisaniu wtórnych i mało odkrywczych książek np. dla promowania wychodzącej właśnie na rynek gry komputerowej. Tymczasem wspomniana Saga Sapkowskiego* staje moim zdaniem ponad tą „literaturą zarobkową”. Jej Autor czerpiąc obficie z wszystkich wzorców stworzył powieść postmodernistyczną, w pewien sposób podsumowującą całość: Mamy bowiem do czynienia zarówno z baśniowymi zapożyczeniami, elementami science-fiction, epickością występującą tu pomimo licznych odcieni szarości, przeplataniem się rozmaitych konwencji świata... Mógłbym tak jeszcze wymieniać.

I to mi właśnie chodziło, Falko: O jakiś przyczynek ku budowaniu Nowego, którym Wiedźmin na pewno jest. Nie czyńmy z pisarza bezmyślnej istoty która musi z siebie wyrzucić co jej przyszło do głowy: Wydaje mi się, że oni również muszą się postarać o trochę samokrytyki i przemyśleć, czy ich pomysły wniosą coś naprawdę nowego. Zresztą przejdę do sedna: Uważam, że Nocarz również jest wtórny. Pomysły z „legalną” (chociaż niekoniecznie sztuczną) krwią, tymi dobrymi i złymi wampirami, istotami nadludzkimi w spec-służbach itd... Wszystko to już gdzieś słyszałem, chociaż książka jako taka mi się podoba.

Zastanawiam się teraz jaki będzie następny krok w literaturze popularnej. Szeroko rozumiana fantastyka sięgnęła już odległych gwiazd, innych wymiarów, magii, niezwykłych technologii, nawet Bogów – i to w przeróżnych postaciach. Co będzie następne? Naiwnym by było przypuszczenie, że dotarliśmy do ostatecznej granicy. Być może postęp naukowy przyniesie jakieś ożywienie?


*proza pana Andrzeja również podoba mi się bardziej niż sztywne Tolkienowo, ale to tak na marginesie.

Awatar użytkownika
Falka Valiarde
Major Renegatów
Major Renegatów
Posty: 1001
Rejestracja: 1 kwie 2006, o 20:34
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Falka Valiarde »

Asynon pisze:Wrocławianinie: Gatunki dark, light, low, high, hardcore, epic, fairy, urban etc. etc. fantasy również można zaliczyć do "modernistycznego" nurtu tego rodzaju literatury. Opowieści z Narni, Conan Barbarzyńca itd. tworzyły jeszcze podwaliny gatunku. Natomiast przeraża mnie obecny zalew rynku (jak to brzmi... rynku) cyklami w stylu Forgotten Realms, które na siłę wykorzystują utarte ścieżki. Nie czarujmy się, że część pisarzy zwyczajnie zarabia na pisaniu wtórnych i mało odkrywczych książek np. dla promowania wychodzącej właśnie na rynek gry komputerowej.
Faktycznie są sagi (ja znam dwie takie) jak FR (Forgotten Realms) i DL (Dragon Lance). W obu tych seriach można się doszukać prawdopodobnie około 30 książek (mówie o polskim rynku choć wiem, że DL jest dużo więcej, lecz jest to wszystko angielskojęzyczne). Musimy wziąść pod uwagę to, że pierwowzór tych sag tworzyła garstka ludzi (jeśli dobrze pamiętam to chyba 4 osoby tworzyły DL). Z własnego doświadczenia (czytelniczego :wink: ) muszę powiedzieć, że właśnie taki rdzeń danej sagi jest na prawdę bardzo sympatyczny i miło się to czyta. Choć jest to świat tak rozpowszeniony, ponieważ wszystko to dzieję się w takim sztampowym świecie rodem z seri RPG D&D.
Lecz jednak właśnie ta garstka autorów tworzy coś co można powiedzieć jest niby sztampowe, lecz wprowadza jakieś postacie i wątki nowe i ejst to ciekawe. Faktem jest, że gdy widzimy potem na półkach książkę o każdym z bohaterów, co robił przed, po, a co robiły później jeszcze jego dzieci to mi osobiście robi się źle... (są to książki już dopisywane przez innych autorów, właśnie tak jak napisałeś jedynie dla zarobku).
To mogę powiedzieć przynajmniej odnośnie seri Dragon Lance, gdzie tak na prawdę takim rdzeniem były 4 książki, później została dopisana trylogia i jeszcze wtedy było wszystko łądnie - pięknie, lecz reszta jest już tylko ciągnięciem dalej tego samego...
Zaś co do Forgotten Realms jest tam jeden autor: R.A.Salvatore który opisał nową postać: Drizzta (jeśli ktoś czytał to wie o co chodzi) i o ile wpierw powstała jakaś jedna seria o jego przygodach to było wszytsko bardzo fajne, nowe, zaś potem autor na siłę (przynajmniej jak dla mnie) zaczął "doroabiać" kolejne części - z tego co wiem na polskim rynku już jest przynajmniej z 12 książek o przygodach tego drowa...

No dobrze ale to są dwie serie które w pewnym momencie zaczeły iść na ilość, a nie na jakość. Lecz ja nie widzę więcej takich przykładów, bo chcoiażby kolejnym autorem tworzącym w takich ilościach książki jest Terry Pratchett to nigdy bym go nie wrzuciła do tego samego worka z sagami DL i FR.
"Jeśli zamierzasz czytać dalej, pamiętaj proszę, że słowa mogą krwawić."

Awatar użytkownika
Falk
Major Nocarzy
Major Nocarzy
Posty: 2611
Rejestracja: 25 kwie 2006, o 13:47
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Tam, gdzie żyją Forfitery
Kontakt:

Post autor: Falk »

Asynonie, wydaje mi się, że mylimy tu trochę pojęcia. Forgotten Realms i Dragon Lance to produkty, a nie sztuka. Książki pisane są tasiemcowo i choć mają swoich zagorzałych wielbicieli, dla mnie jest to raczej kiepska literatura.
Jeśli Tobie idzie o wrażenia typu już to gdzieś widziałem, to nie porozumiemy się, bo dla dla mnie pod tym względem Nocarz był nowatorski - zawsze wydawało mi się, że wampiry ze specsłużbami raczej się nie lubią, a picie sztucznej krwi w ogóle mi przez myśl nie przechodziło. Skoro dla Ciebie było to wtórne, rozumiem Twoje obiekcje - doświadczyłem czegoś takiego po lekturze pierwszych kilku stron Harry'ego Pottera i kamienia filozoficznego - do dziś nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy się tym zachwycają.
Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej.

J. Piłsudski

Awatar użytkownika
Alienor
Aurora Borealis
Aurora Borealis
Posty: 880
Rejestracja: 21 wrz 2006, o 17:48
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Alienor »

Asynonie, Twoje rozumowanie mam wrażenie zawiera ukryty postulat, który jest nie do zrealizowania - mianowicie wstępną selekcję na poziomie tego, co dzieje się w głowie i szufladzie autora. Zgadzam się z Tobą, że rózni "pogrobowcy" Conana, DL, FR czy Tolkiena tworzą rzeczy mające niewiele wspólnego z literaturą (zauwazmy na marginesie, że jest to głównie proceder zachodni). Niemniej samoocena wg kryterium wtórne/nowatorskie jest i mało możliwa, i potencjalnie niebezpieczna.

Dlaczego?

Istnieje teoria, że wszystkie motywy i formy wyczerpano max do końca średniowiecza. I to włącznie z powieścią psychologiczną i symbolizmem (Powieść o róży na przykład).

Na przełomie XIX i XX wieku otrąbiono koniec powieści, jako formy wyczerpanej, która nie jest w stanie już niczego opisać. Tymczasem XX wiek przyniósł jej ponowny rozkwit w innej formie.

Gdzieś po drodze otrąbiono również koniec poezji ogólnie. Bez komentarza.

Były też dzieła, które kompletnie nie zostały docenione przez współczesnych, a kolejne pokolenia doszukały się w nich nowatorstwa, obrazu danej epoki czy środowiska i wyniosły na piedestał. Tu można np. zacytować "Lalkę" Prusa, ale innych przykładów znalazłoby się sporo.

Trudno więc postulować jakąś samocenzurę i trochę straszno studzić czyjeś zapały. Poza tym od tego są wydawnictwa - te ambitniejsze nie puszczają dziesiątej wody popłuczyn po czymś. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto kupi gniot typu 30 tom sagi o gościu z wielkim mieczem - ale on nie szuka oryginalności i poniekąd ma do tego prawo.

Wracając do tego, że trudno czasem ocenić od razu wszystkie aspekty tekstu. Sięgając za 20 lat po Nocarza może się okazać, że znajdziemy tam nie tylko przygody Vespera, ale i niespokojny, porwany obraz czasów, kiedy oglądają człowiekowi każdy gwoździk w bucie na lotnisku albo kiedy w metrze obrzuca się wzrokiem każdego bruneta z plecakiem lub podejrzanie zapiętą kurtką (było kilka takich miesięcy w Warszawie, pamiętacie?).

Co do tego, w którą stronę pójdzie fantastyka, mam własną teorię :) Białych plam na mapie brak, kosmos też już jakby literacko wyeksploatowany (na razie! nie wiadomo, co wymyśli następne pokolenie pisarzy!) i widzę teraz rozkwit historii "równoległych" - fantastyka dzieje się tu i teraz, tylko trochę obok, dokładnie tak jak w Nocarzu, "Kuzynkach" Pilipiuka, Nocnym i Dzinnym Patrolu Łukianenki.
Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć
Chciałbym starą wraz z mundurem wdziać na siebie skórę
Po dawnemu: wojować, kochać się i pić.
(Wieniawa)

Awatar użytkownika
Victus
Licencjat
Licencjat
Posty: 273
Rejestracja: 23 gru 2006, o 13:26

Post autor: Victus »

Alienor pisze:widzę teraz rozkwit historii "równoległych" - fantastyka dzieje się tu i teraz, tylko trochę obok, dokładnie tak jak w Nocarzu, "Kuzynkach" Pilipiuka, Nocnym i Dzinnym Patrolu Łukianenki.
I "Zapach szkła" Ziemiańskiego, nie zapominaj o Ziemiańskim :wink:
Quidquid latine dictum sit altum videtur

Awatar użytkownika
Falk
Major Nocarzy
Major Nocarzy
Posty: 2611
Rejestracja: 25 kwie 2006, o 13:47
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Tam, gdzie żyją Forfitery
Kontakt:

Post autor: Falk »

Tak... Ten zbiorek ma mnóstwo wielbicieli na nocarz.pl :).

Albo Księga Jesiennych Demonów Grzędowicza. Jak dla mnie to fantastyka sensu largo, gdzie przenika się fantasy, sf, groza...

Pozwala to spojrzeć na rzeczywistość innym okiem (tu ze szczególnym uwzględnieniem Zapachu ze względu na moje pochodzenie)
Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej.

J. Piłsudski

Awatar użytkownika
Asynon
Uczeń
Uczeń
Posty: 9
Rejestracja: 8 lut 2007, o 16:20
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: z Krakowa
Kontakt:

Post autor: Asynon »

Dzięki za szeroki odzew w temacie! Przyhamowaliście nieco mój malkontencki zryw.

Faktycznie - kontynuując za Alienorem - wszystko co zostanie napisane "tu" i we względnym "teraz" będzie kiedyś świadczyło o naszych czasach. Sztuka niewątpliwie jest obrazem dziejów, nawet jeżeli jej autor świadomie nie stawiał przed nią takiego zadania. Z kolei dziedzictwo historyczne jest w sposób oczywisty ważne i nieocenioną szkodę przyniosłoby zatracenie wiedzy o minionych epokach.

Im więcej ludzi pisze, tym bogatszy obraz ludzkiej natury przedstawiają. Tak patrząc na zagadnienie muszę się z Tobą zgodzić, Falko. Ta "cząstka duszy" pozostawiana przez artystę jest znacząca. Nawet jeżeli sama forma którą się posługują nie jest wyjątkowo odkrywcza.

Jeżeli czytelnicy nie są w stanie ogarnąć ogromu literatury dookoła, nie potrafią tego również pisarze. Jesteśmy zatem skazani na zjawisko z którym zetknął się Falk: Natłok utartych schematów, podobnych motywów itp. będzie rósł, ponieważ bardzo trudne jest obecnie napisanie czegoś całkowicie i bezapelacyjnie nowatorskiego.

Pamiętajmy jednak, że dla pojedynczego czytelnika nadal literatura (nawet zawężając ją do współczesnej) jest nieprzebytym oceanem, w którym i tak znajdzie coś dla niego osobiście niezwykłego. Dzieła ponadprzeciętne będą natomiast konsekwentnie powstawały nada: Tak należy sądzić z historii.

Ciągle pozostaje jedno „ale”: Co się stanie, jeżeli po, powiedzmy, stuleciu ilość nowych – w tym również tych nowatorskich – dzieł okaże się zbyt liczna by ogarnąć je wszystkie na raz i wyłowić perły spośród narybku: Inaczej mówiąc wyróżnić charakterystyczne znaczniki epoki? To zapowiadałoby upadek popkultury – opierającej się przecież na takich powszechnie kojarzonych elementach. Upadek popkultury może z kolei oznaczać załamanie się całego procesu globalizacji. Czyżbyśmy paradoksalnie zmierzali w tym kierunku?

Awatar użytkownika
Falka Valiarde
Major Renegatów
Major Renegatów
Posty: 1001
Rejestracja: 1 kwie 2006, o 20:34
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Falka Valiarde »

Asynon pisze:Ciągle pozostaje jedno „ale”: Co się stanie, jeżeli po, powiedzmy, stuleciu ilość nowych – w tym również tych nowatorskich – dzieł okaże się zbyt liczna by ogarnąć je wszystkie na raz i wyłowić perły spośród narybku: Inaczej mówiąc wyróżnić charakterystyczne znaczniki epoki? To zapowiadałoby upadek popkultury – opierającej się przecież na takich powszechnie kojarzonych elementach. Upadek popkultury może z kolei oznaczać załamanie się całego procesu globalizacji. Czyżbyśmy paradoksalnie zmierzali w tym kierunku?
Wiem, że może od książek przeniose się troszkę dalej... Lecz porównując teraźniejszość i powiedzmy te 100 czy 300 lat temu musimy stwierdzić, że ejst coraz więcej ludzi na świecie. Ludzie żyją coraz dłużej.
Rozwój medycyny właśnie powoduje, że średnią wieku ludzi nie jest już 30 lat. Średnia wieku wzrasta wraz z rozwojem medycyny i ilość ludzi żyjących także. Ponieważ jesteśmy w stanie przezwyciężyć różne choroby, lecz wciąż nie wszystkie.
To właśnie prowadzi do tego, że autorzy (bo wiadomo, że nie każdy człowiek pisze książki) żyją dłużej to raz. Zaś dwa jest więcej autorów. Więc powstaje więcej książek. Lecz jest także więcej zwykłych ludzi (nie-autorów).
Ten ogrom osób tworzących i to ile czasu mają na tworzenie wpływa właśnie na tak szeroki wybór literatury teraźniejszej.
Odnosząc się jescze do przeszłości musimy wziąść pod uwagę łatwość wydania książki. Kiedyś były pisane ręcznie - więc za dużo książęk po prostu nie mogło powstać... Później były pierwsze maszyny do pisania itd. I dochodzimy do teraźniejszości.
Dlatego właśnie mamy coraz więcej książek, zaś różnorodność ich tematów zależy od autorów.

Jak będą nas postrzegać przyszłe pokolenia ? Nie wiem... lecz trzeba właśnie zwrócić uwagę na to, że rozwój medycyny i techniki pozwolił nam aby powstawało tyle różnorodnej literatury.
W przyszłości zapewne nie będzie książek na papierze, tylko wszystko przeniesie się na swojego rodzaju elektorniczne książki ( jak ebook'i) ... wtedy będzie ich jeszcze więcej.
"Jeśli zamierzasz czytać dalej, pamiętaj proszę, że słowa mogą krwawić."

Awatar użytkownika
Madzik
Ukryty
Ukryty
Posty: 836
Rejestracja: 10 lut 2006, o 00:24
Płeć: Kobieta
Lokalizacja: B24
Kontakt:

Post autor: Madzik »

A że tak z głupia frant zapytam: co JEST „nowatorskim i ambitnym” a co nie?

Kiedy byłam mała, czytałam najbardziej chyba ambitną i nowatorską książkę mojego życia. Zatytułowana była: „Czy umiecie się dziwić?” i opowiadała o rzeczach zdawało by się, banalnych i najprostszych - ale za to w jakże ciekawy sposób. Do dziś pamiętam: czy wiecie, że krzesło, na którym siedzicie jest pełne dziur? Przestrzenie międzyatomowe są bowiem wielokrotnie większe, niż średnice atomów. To krzesło to jedna wielka dziura, pustka, w której od czasu do czasu śmigają atomy. A jednak na nim siedzimy. I teraz: banalne to było, bo o zwykłym krześle - no ludzie, ileż można pisać o krześle - czy nowatorskie, bo z perspektywy tych dziur właśnie? No ale znowuż kogo interesują jakieś tam dziury. Więc chyba jednak wtórne, bo nawet o tych atomach to też wszyscy w kółko... Siedzi więc taki Ekspert ds. Ambitnej Literatury na dziurze i myśli: ale banał, też mi coś, phi!

Do czego zmierzam, łatwo zgadnąć. Co dla jednego banałem, dla drugiego może być odkryciem. I vice versa. Przy tym zauważyć należy, że człowiek już tak ma skonstruowany aparat poznawczy, że żeby coś dostrzec, najpierw musi mieć już choć odrobinę tego w sobie.
Dla „przykładowego księgowego” (proszę nie łapać za słówka, bywają i wojowniczy księgowi, wiem, to tylko przykład jest) opowieść o ścieżce wojownika będzie niczym więcej, jak banalną strzelanką. Przecież on tej ścieżki nie ma w środku za grosz, zero, null, to do czego ma się odnieść by móc się zagłębić w jej odcienie, dostrzec różnorodność przedstawionych aspektów? Nic tam nie widać ambitnego, panie kochany, tylko seks i mordobicie, festyn dla mas. Co innego, jakby to o rachunkowości było, ooo tam to jest pole do popisu, a ileż możliwości opisywania intelektualnych wolt...
Z kolei być może takiemu, co wiecznie balansuje na granicy pomiędzy życiem i śmiercią, fascynujący świat liczb wyda się jedynie nudnym i wtórnym szeregiem znaczków. No bo kurczę, to już było, począwszy od podstawówki. Więc eeee tam, szkoda głowy, są ciekawsze i bardziej odkrywcze sprawy, godne mojej uwagi.

Co jest zatem wyznacznikiem „nowatorstwa” literatury? Po czym je poznamy? Po dekoracjach? Że o matko bosko, no takiego ufoka to żeśmy jeszcze nie widzieli, ale się autor postarał, ho ho! A ten to zaledwie na elfa się wysilił, no ile można o elfach, ludzie! Już od czasów Tolkiena i Sapkowskiego wszyscy wszystko o nich wiedzą, jedno wielkie zapożyczenie ot, co. A że tego elfa ten i ów pokochał od razu, przejmował się jego losem, przez te ileś tam stron cudzymi oczami patrzył na świat, poznał nowy punkt widzenia, doświadczył niekoniecznie znanych mu przedtem emocji, ergo: w jakiś tam sposób wzbogacił się wewnętrznie... Eeee tam, to przecież to tylko o elfie jest, żeby chociaż o jakiejś chradłampuzie, ooo to by było coś nowego nareszcie. A tak to jakie to wtórne, panie kochany. Współczesna literatura schodzi na psy. Nic tylko elfy i elfy, niczego nowego nie wymyślą te piszarze, mózgiem im się nawet nie chce ruszyć w pogoni za szmalem na skróty cudzą ścieżką, ech...

I tu wracamy do indywidualizmu postrzegania. Skoro różne sprawy wywołują różny oddźwięk w zależności od preferencji odbiorcy to i różny będzie stopień poruszenia, tudzież poczucia „nowatorskości” i „ambicji” w ocenie tego, co zostało przedstawione. I jeżeli choć jeden czytelnik odnalazł coś, co przeniknęło go do głębi, wzbudziło myśli i emocje, zostawiło pewien ślad, to nawet choćby było o czymś, co niby już dobrze znał - na przykład o krześle - absurdem jest wypominanie mu, że ma takie gusta niewyrafinowane, bo się krzesłem ucieszył, prostak jeden. Jak również i niecelowa jest w tej sytuacji obrona nowatorstwa krzesła, bo skoro oponent nie widzi tych atomowych dziur to i raczej ich nie zobaczy, a wtedy na placu boju zostaje zwykłe krzesło, amen. Każdy ma prawo do własnego odbioru dzieła i rację w swojej ocenie, o ile mówi sam za siebie. Tolerancja, tak to się chyba nazywa...
I tylko gniewają mnie ci, którzy biją w dzwony i nawołują do tworzenia wyłącznie literatury „nowatorskiej i ambitnej” (nie bierz do siebie, Asynon), uzurpując sobie prawo do wydawania osądów, która takową jest a która nie. Zaś wszystkie inne książki najchętniej posłaliby na stos, bądź zakazali wydawania, by w ten sposób wychowywać czytelników wedle własnych gustów i upodobań i mówić im co dobre, nowatorskie i ambitne a co nie.

Ale jak tam z wami jest, o Eksperci: czy umiecie się dziwić? Odnaleźć nową historię w starej, spojrzeć na zwykłe krzesło oczami pełnymi dziur?

Pozwólcie ludziom czytać, co chcą.

:idea:
Arma virumque cano

Awatar użytkownika
Asynon
Uczeń
Uczeń
Posty: 9
Rejestracja: 8 lut 2007, o 16:20
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: z Krakowa
Kontakt:

Post autor: Asynon »

O, to to to mi się spodobało. Pełnokrwista riposta!

Rzeczywiście, różni czytelnicy inaczej odbiorą utwór. Ale czy oznacza to, że każda literatura jest dobra, tylko nie zawsze trafia na odpowiedniego odbiorcę? Ciekawe podejście.
Co do mnie, postulowałem nie tyle odgórną cenzurę wydawniczą, co jak to zostało ładnie nazwane - autocenzurę dokonywaną przez samego pisarza.

Ludzi jest coraz więcej, powstaje coraz więcej książek, na jedną piśmienną istotkę naszej cywilizacji przypada naprawdę dużo (wiecie, mam na myśli takie dużo) książek. A doba trwa nadal tyle samo. Nawet jeżeli w ciągu roku powstanie kilka arcydzieł, to i tak nie wszystkie się przebiją, bo nie dotrą do szerszej publiczności, nie zostaną nagłośnione, gdyż mogą się nie dostać do odpowiednich osób. Być może niektóre doczekają się lektury "znawcy-popularyzatora" po wiekach. Być może nigdy.

Tymczasem kapitalizm będzie faworyzował i stawiał na piedestale literaturę o największej przyswajalności (proszę nie brać do siebie, Autorko). Postaram się to uwydatnić: Adam Mickiwicz, James Joyce, Dan Brown. Podkreśl element nie pasujący do zbioru...

Inaczej mówiąc, podejrzewam, że "przyrost" liczby książek przypadających na czytelnika paradoksalnie opóźnia rozwój nowej literatury. Stawia na wspomniane już kotlety.

Z drugiej strony. Trudno przecież odmawiać ludziom czytania setnego tomu przygód Conana. Jak ktoś lubi, to czemu nie. Wszak myślimy, śnimy językiem jakim się porozumiewamy, a nowatorstwo nie powinno być wyznacznikiem jakości literatury. Przynajmniej w wartościach bezwzględnych, dla których w ogóle bezsensownym jest rozpatrywanie nowatorstwa.

Tylko co w rzeczywistości jest naprawdę bezwględne?

I kiedy w końcu ktoś utożsami mnie z Rekrutem, tak się staram... :)

ODPOWIEDZ