Strona 2 z 3

: 19 lut 2007, o 12:56
autor: Harna
Falk von Breslau pisze:Jak ja pamiętam ogólniak, to wydawało mi się, że każde dzieło jest na jedno kopyto - bohater to nadwrażliwiec, neurastenik i zazwyczaj suchotnik, który przeżywa rozterki moralne, etc. Ile powstało naprawdę oryginalnych dzieł romantyzmu? Ile naprawdę warte jest przeczytania? Moim zdaniem niewiele. Na tle przeciętnego bohatera romantyzmu wampir opisany przez Ciebie to naprawdę zdrowy psychicznie, pogodny człowiek.
Pozory, Falku, pozory. I mówię to jako historyk literatury zajmujący się właśnie romantyzmem ;-) To epoka-gigant, drzewo mające jeden pień, ale setki, tysiące gałęzi — a niektóre są od siebie naprawdę daleko. Romantyzm w wersji szkolnej to zaledwie kilka zagadnień, w dodatku bardzo obciążonych stereotypami. (Tak na marginesie — boh, czemu suchotnik? Paru romantyków na suchoty zeszło, ale bohaterowie literaccy opuszczali świat zwykle innymi drogami. Ciekawi mnie po prostu, skąd to skojarzenie — gdybyś mógł na PW, będę bardzo wdzięczna.)
A mało kto (oprócz polonistów, a i też nie wszystkich) wie, że istniało zjawisko zwane frenezją romantyczną, bez której nie powstałoby coś takiego jak horror. Bohaterom Byrona czy Bürgera literatura popularna (w tym również literatura grozy) bardzo wiele zawdzięcza. Nie szukając daleko — w każdej części Dziadów jest wątek wampiryczny; niektóre fragmenty Konrada Wallenroda z powodzeniem mogłyby się znaleźć w dobrym horrorze; scena zamkowa w Kordianie jest kapitalnym przykładem fantastyki grozy; do tego dochodzą takie utwory jak Maria, Zamek kaniowski, Arab, Lambro czy Lilla Weneda, a i to zaledwie kropelka w wielkim morzu, jakim jest tzw. czarny romantyzm. Wystarczy wiedzieć i umieć poszukać. W literaturze nic nie bierze się z powietrza. Bez romantyzmu po prostu nie byłoby współczesnej grozy :-)
I może na tym zakończę, bo skrzywienie zawodowe to jednak straszna rzecz ;-)

: 20 lut 2007, o 21:03
autor: Asynon
Rozumiem, że czynimy małą dygresję w temacie. Niech i tak będzie.
Faktycznie, o ile wiem w romantyzmie idea wampira zyskała szczególną popularność, mam nawat pewne przesłanki by sądzić, że bohater Byrona, tytułowy Giaur, jest wąpierzem:
-spotykał się ze swoją ukochaną w nocy
-jej zabójcę napadł po zachodzie słońca
-resztę życia spędził w klasztorze, przyodziewając obszerny habit
-nie kłaniał się przed Świętym Sakramentem
-patrzył wzrokiem przerażającym wiernych przychodzących na msze (w których zresztą nie brał udziału)
-w tekście pojawia się wprost porównanie do nieumarłego upiora który pójdzie ssać krew swoich krewnych

Przyznacie, to chyba jakieś poszlaki?

: 21 lut 2007, o 13:11
autor: psychotique
Asynon pisze:Uważam, że każdy autor powienien kilkakrotnie zastanowić się, czy jego pomysły są naprawdę odkrywcze, czy prezentują coś zupełnie nowego. W innym wypadku jego talent może przecież znaleźć doskonałe ujście chociażby w publicystyce.
Nie każdy chce pisać felietony. Poza tym, ludzie piszą z bardzo różnych powodów. Nie wszyscy stawiają sobie za cel przecieranie nowych szlaków, szukanie nowych form wyrazu, czy powoływanie do istnienia nowych gatunków literackich. Niektórzy mają po prostu jaką historię do opowiedzenia. Inni - cele niekoniecznie transparentne dla postronnych obserwatorów.

Według mnie, nowatorskość textu nie jest wartością najwyższą. Wolę dobre opowiadanie w starej, sprawdzonej konwencji, niż jakieś kuriozum z pogranicza, wielce oryginalne pod każdym względem, przez które przebrnąć się nijak nie będzie dało.
Romantyzm zakładał, że każde dzieło powinno być oryginalne. Że nie można pisać po raz setny o tym samym, to powiększa tylko szum informacyjny.
No to dosyć odważnie zakładał zważywszy na całokształ dokonań artystycznych naszej cywilizacji, tudzież specyfiki umysłu ludzkiego, i ludzkiej potrzeby słuchania/ czytania/oglądania wciąż tych samych historii, powtarzanych w nieskończoność.

A skoro już zahaczyłeś o przeszłość, Asynonie, to miast postępować z nieśmiałością - idźmy na całość.

Znany Ci z pewnością epos o Gilgameszu powstał 5 tysięcy lat temu, a motywy w nim zawarte dostrzec można tak w baśniach i legendach Europy, jak i Bliskiego Wschodu. Gorzej - niektórzy badacze doszukują się zaporzyczeń z Gilgamesza w... Biblii, uznawanej przez wielu za Księgę Nad Księgami, w kórej opisano dokładnie wszystko i wzgledem której każda, nawet najbardziej oryginalna opowieść jest wtórna.

Wychodzi na to, że już setki lat przed nastaniem Romantyzmu ludzie powinni byli odpuścić sobie pisanie czegogolwiek :mrgreen:
Warto podkreślić rolę krytyków, którzy spośród oceanu nowej literatury odławiają perły.
Z tym to akurat różnie bywa, krytycy bowiem, to nader specyficzne istoty. Ja rozumiem i akceptuję fakt, że np. taki Ulisses był w swoich czasach rzeczą naprawdę przełomową i nowtorską, patrząc od strony prowadzenia narracji, ale do diabła, przecież tego nie da się czytać! :mrgreen:
Tylko dlaczego mamy sugerować się subiektywnym odczuciem krytyka? Nie lepiej samemu sprawdzić co nam pasuje? Pewnie, że lepiej. Tylko to oznacza, że codziennie trzeba by przeczytać kilkaset tytułów.
Niekoniecznie. Życie jest w końcu sztuką wyboru. Kto powiedział, że musimy ogarnąć wszystko?

: 28 lut 2007, o 23:57
autor: Alienor
W literaturze nic nie bierze się z powietrza. Bez romantyzmu po prostu nie byłoby współczesnej grozy :-)

Harna, a ja się wobec tego z ciekawości spytam specjalisty o "Rękopis znaleziony w Sarogossie" - nie w kontekście grozy (chociaż może i to...), ale fantastyki w ogóle. Zdaje się że we Francji uchodzi to za pierwszą powieść fantastyczną w ogóle (jak zwykle mamy jakiegoś Polaka u podwalin czegoś ważnego, hłe, hłe). Jak to zapączkowało dalej?
Na marginesie: ja po przeczytaniu pierwszej opowieści złapałam opadającą szczękę i powiedziałam "o matko, toż to gotowy scenariusz do rpg". Oczywiście nie wyprowadzałabym z tego rpg, ale uderzyło mnie strasznie, jak XVIII-wieczny tekst może znaleźć tak współczesne i raczej nieoczekiwane dla autora zastosowanie.

: 1 mar 2007, o 09:06
autor: Kasiek
Harna pisze:Pozory, Falku, pozory. I mówię to jako historyk literatury zajmujący się właśnie romantyzmem ;-) To epoka-gigant, drzewo mające jeden pień, ale setki, tysiące gałęzi — a niektóre są od siebie naprawdę daleko. Romantyzm w wersji szkolnej to zaledwie kilka zagadnień, w dodatku bardzo obciążonych stereotypami.
A mało kto (oprócz polonistów, a i też nie wszystkich) wie, że istniało zjawisko zwane frenezją romantyczną, bez której nie powstałoby coś takiego jak horror. Bohaterom Byrona czy Bürgera literatura popularna (w tym również literatura grozy) bardzo wiele zawdzięcza. Nie szukając daleko — w każdej części Dziadów jest wątek wampiryczny; niektóre fragmenty Konrada Wallenroda z powodzeniem mogłyby się znaleźć w dobrym horrorze; scena zamkowa w Kordianie jest kapitalnym przykładem fantastyki grozy; do tego dochodzą takie utwory jak Maria, Zamek kaniowski, Arab, Lambro czy Lilla Weneda, a i to zaledwie kropelka w wielkim morzu, jakim jest tzw. czarny romantyzm.


Falk, wiele z wiedzy w szkole obciążonych jest stereotypami. Nawet (jeśli już jesteśmy przy romantyzmie) miłość romantyczna. Dla moich kolegów z grupy ( a w sumie koleżanek, bo jednego rodzynka mamy), wielkim zaskoczeniem było to, że humanizm nie jest prądem filozofiznym, co zawsze wmawiano nam w podstawówce, gimnazjum i liceum zarówno na historii jak i polskim.

Harna faktycznie. Maria Malczewskiego (polecam, krótkie to jest) ma w sobie niezły ładunek grozy. Chociażby Pacholę. Nie wiadomo co, nie wiadomo kto... Mnie osobiście także przeraziło zdanie o weneckich zapustach. Przecież tam ludzie przebrani w maski i tony materiałów także przestają wyglądać LUDZKO. Nie raz zmieniają się prawie w demony...

: 1 mar 2007, o 11:45
autor: Karola
Madzik pisze:I tylko gniewają mnie ci, którzy biją w dzwony i nawołują do tworzenia wyłącznie literatury „nowatorskiej i ambitnej”, uzurpując sobie prawo do wydawania osądów, która takową jest a która nie. Zaś wszystkie inne książki najchętniej posłaliby na stos, bądź zakazali wydawania, by w ten sposób wychowywać czytelników wedle własnych gustów i upodobań i mówić im co dobre, nowatorskie i ambitne a co nie.
Dlatego, Madzik, tylko należy się cieszyć, że Ty i Tobie podobni tworzą literaturę nazywaną przez "krytyków" literaturą niską. Bo cóż to jest fantastyka...
"Nowatorska i ambitna" Masłowska, że polecę pierwszym z brzegu przykładem. To jest to!
:):)
Harna pisze:Bez romantyzmu po prostu nie byłoby współczesnej grozy :-)
Śmiem przypuszczać, że bez romantyzmu nie byłoby wielu wspólczesnych gatunków.

: 10 mar 2007, o 13:00
autor: Falk
Nio proszę, a mnie się wydawało, że Marię napisał Goszczyński, przez co (ze względów osobistych) jej nie ruszyłem.

Harna, Kasiek, na moją niechęć do romantyzmu i pozytywizmu nałożyło się kilka czynników. Przede wszystkim mili ludzie z kuratoriów oświaty, którzy układali program lektur. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chce się komuś obrzydzić jakąś ksiażkę, należy z niej zrobić lekturę obowiązkową.
Inną sprawą jest kontekst historyczny. Mój korepetytor z historii miał fioła na punkcie XIX wieku w Polsce, a jest to jedna z najgorszych imho części historii jako całości. XIX wiek kojarzy mi się wyłącznie powstańcami - nieudacznikami, konspiratorami od siedmiu boleści i kolaborantami.
Mickiewicz i Słowacki to w ogóle nie moje klimaty, uważam problemy przedstawiane w ich utworach za wydumane (nie podejmuję dyskusji na ten temat - nie jestem specjalistą).
Uważam, że to, co wyczynia się w ogólniakach to produkcja analfabetów i naprawdę rzadko można znaleźć ludzi, którzy po tej sokowirówce mogą mieć przyjemność z czytania. Ja pamiętam jedną lekturę w ciągu czterech lat, której omawianie dało mi autentyczną frajdę.

: 10 mar 2007, o 13:56
autor: Bebe
Falk von Breslau pisze: Uważam, że to, co wyczynia się w ogólniakach to produkcja analfabetów i naprawdę rzadko można znaleźć ludzi, którzy po tej sokowirówce mogą mieć przyjemność z czytania.
E tam, są jeszcze tacy zboczeńcy jak ja - mnie się lektury romantyczne nawet podobały, tyle, że czytało się to dość długo. Pozytywistyczne lektury natomiast wzbudzały we mnie tyle negatywnych emocji, że mogłam godzinami wieszać psy na bohaterach Prusa na przykład. Za to autentycznie podobały mi się lektury okresu międzywojennego. Rewelka. Nawet poezję czytałam z zapałem. :)
Falk von Breslau pisze:Ja pamiętam jedną lekturę w ciągu czterech lat, której omawianie dało mi autentyczną frajdę.
Przyznaj się teraz którą. :D

: 10 mar 2007, o 17:56
autor: Falk
Bebe pisze:[...]
E tam, są jeszcze tacy zboczeńcy jak ja - mnie się lektury romantyczne nawet podobały, tyle, że czytało się to dość długo. Pozytywistyczne lektury natomiast wzbudzały we mnie tyle negatywnych emocji, że mogłam godzinami wieszać psy na bohaterach Prusa na przykład. Za to autentycznie podobały mi się lektury okresu międzywojennego. Rewelka. Nawet poezję czytałam z zapałem. :)
Prus to jeszcze z tego wszystkiego był najlepszy. Ale Orzeszkowa czy Sienkiewicz to... OK, o Orzeszkowej może się nie będę wypowiadał, bo znam tylko z bryków, ale Sienkiewicz to nic ino bieg z przeszkodami do ołtarza. Z poezji romantycznej według mnie tylko Norwid się broni, ale nie zagłębiałem się zbytnio dalej. Zresztą ja z poezją ciut na bakier jestem (Boy, Brzechwa, Tuwim, kiedyś oczywiście faza na Wojaczka i króciutki epizod z Baudelaire'em (tak się to pisze?), więcej nic).

Falk von Breslau pisze:Ja pamiętam jedną lekturę w ciągu czterech lat, której omawianie dało mi autentyczną frajdę.
Przyznaj się teraz którą. :D
Proces.

: 10 mar 2007, o 20:49
autor: Alienor
Z Sienkiewiczem jest ten problem, że należy go przeczytać w podstawówce, wtedy sa wypieki na twarzy, wspomnienia i cytaty zapamiętane na całe życie. W liceum to już dużo za późno.

Specjalistką od pozytywizmu też nie jestem, ale wydaje mi się że wszelkie teksty z tezą literacko są kiepskie. Niektóre nowelki pozytywistyczne były tak okropne, że w łeb można sobie było strzelić. Natomiast co do przymusu lekturowego, to wychodziłam z założenia, że przeczytac trzeba jak najwięcej, a żaden belfer nie ma nic do tego, chocby obrzydzał, powinnam znać i wyrobić sobie własne zdanie. I tak w trosce o własne wykształcenie przeżułam np. Żeromskiego, choć cierpiałam srodze. O rany, jak. Z lektur nieprzeczytanych nigdy to padłam na nieszczęsnym młodym Wertherze, nie zdzierżyłam bucefała i jego jęków.
Falk von Breslau pisze:króciutki epizod z Baudelaire'em (tak się to pisze?)
Tak. :)

Baudelaire to klasa dekadent, też go lubię.

: 11 mar 2007, o 19:09
autor: Operator
Alienor pisze:Z Sienkiewiczem jest ten problem, że należy go przeczytać w podstawówce, wtedy sa wypieki na twarzy, wspomnienia i cytaty zapamiętane na całe życie. W liceum to już dużo za późno.
Sienkiewicz jest prosty jak baranie rogi. Na interpretacji wystarczy w kółko powtarzać: zabór rosyjski, upadek powstania i mesjanizm. :twisted:

: 12 mar 2007, o 10:56
autor: Falk
A nie mylisz Ty aby z Mickiewiczem?

Sienkiewicz to rzeczywiście literatura na poziomie późnej podstawówki, nie mówiąc już o walorach propagandowych tych książek (niektórzy do dziś traktują je poważnie).

: 12 mar 2007, o 16:32
autor: Falka Valiarde
Falk von Breslau pisze:A nie mylisz Ty aby z Mickiewiczem?

Sienkiewicz to rzeczywiście literatura na poziomie późnej podstawówki, nie mówiąc już o walorach propagandowych tych książek (niektórzy do dziś traktują je poważnie).
Ja tam lubiłam trylogie...

Ale Mickiewicz był straaszny >.< Do tej pory pamiętam jak miałam czytać Pana Tadeuszka >.<

: 12 mar 2007, o 18:16
autor: Operator
Falk von Breslau pisze:A nie mylisz Ty aby z Mickiewiczem?

Sienkiewicz to rzeczywiście literatura na poziomie późnej podstawówki, nie mówiąc już o walorach propagandowych tych książek (niektórzy do dziś traktują je poważnie).

Sorry, my bad! Tak pomyliłem z Mickiewiczem. :D
Mistrzu Henryku zwracam honor. :twisted:

: 13 mar 2007, o 12:29
autor: aqulka
Wiecie - to właściwie wstyd się przyznać, ale nigdy nie przeczytałam Potopu -do dziś pamietam, ze podchodząc kilka razy odpadałam już przy pierwszym akapicie, ale z drugiej strony tyle razy oglądałam go w TV, ze później zrobić na maturze charakterystyke porównawczą Kmicica i księdza Robaka (Pana Tadeusza zaś jaszcze w podstawówce z wielka przyjemnościa przeczytałam) był dla mnie pikus:))