Moja przygoda z nocarzem zaczęła się w bibliotece. Był to piękny czas kiedy książki w bibliotece pojawiały się szybciej niż było mnie na nie stać
Tym co mną kierowało przy wyborze książki, to w pierwszej kolejności tytuł gdyż był najlepiej zauważalny w książkowym ścisku. Jeżeli tytuł mnie zaintrygował, to sprawdzałam okładkę. Jeżeli okładka nie przekonała mnie na pierwszy rzut oka (tak, to jest książka, którą chcę przeczytać, na pewno będzie ciekawa), to wtedy sprawdzałam opis z tyłu.
Nocarz nie był w ogóle w moim typie.
Po pierwsze, dział się w czasie teraźniejszym... fantastyka w teraźniejszości, to tak trochę wieje nudą.
Po drugie, miejsce wydarzeń... Polska? Serio?
Po trzecie, pomijając brak świata rodem z Władcy pierścieni czy Wiedźmina, to brak postaci dla mnie czysto fantastycznych, np. elfów, krasnoludów czy smoków.
A jednak Nocarz miał w sobie coś, co mnie przyciągnęło... wampiry. Wampiry z karabinami to też tak trochę niezbyt ciekawie, ale ciekawym było jak autorka poradzi sobie z wampirami podczas strzelaniny. Czy będą je ranić tylko srebrne kule? A jak tak, to gdzie takie w Polsce wytwarzają. Czy będą sypiać w trumnach?
Nie żałuję, że przeczytałam Nocarza, jedna z niewielu książek, które przeczytałam więcej niż raz, a to znaczy w moim przypadku, że książka jest na prawdę dobra. Dodatkowo nauczyłam się, że fantastyka to nie tylko całkiem na nowo wykreowany świat, ale też nasze polskie realia. No i nie musi być w niej smoków, by była równie porywająca