: 24 kwie 2007, o 14:08
Tymczasem pora na mocno spóźniony (obowiązki służbowe, błe) subiektywny raport Winorośli.
Piątkowy wieczór zaczął się ok. godz. 20 od kilku problemów organizacyjno-logistycznych, o których meldowano głównie przez telefon:
- Czekam już na was na dworcu w Otwocku.
- Yyyy... bo my na Ursynowie jeszcze jesteśmy i za jakąś godzinę tam będziemy...
Pół godziny później:
- Zabierzemy cię z Józefowa, tylko nie bierz roweru.
Godzinę później:
- Stoimy przy stacji na awaryjnych.
Trzeba było widzieć konfuzję trzech pań w jakimś osobowym, do których wyszczerzyłam się radośnie. Ich wina. Mogły nie stać na awaryjnych przy stacji.
- No dobra, jestem przy stacji, a wy?
- My też.
- To znaczy przy torach?
- Przy torach.
- No to gdzie cholera jesteście, bo was nie widzę.
- Ja przy samych torach stoję...
Itd, itp inteligentnej gadki, koordynaty wreszcie podano, obiekt namierzono i wyściskano się na powitanie.
Tył wozu zajmowała góra sprzętu oraz klnący, wrzaskliwy i roześmiany tandem Okruszka-Esh. Winorośl jako posiadającą mapę i znającą najbliższą okolicę posadzono koło kierującego Mcbeta.
Panowie Renegaci pojęli swój błąd dopiero w środku lasu, gdy w światłach reflektorów pojawił się napis „Emów”... )))
Było zabawnie.
Noc piątkową opisano już barwnie i szczegółowo, dodam tylko, że upłynęła szybko i rozkosznie na wzajemnych docinkach, szukaniu pierdoły obozowego w kilku kategoriach (z uporem oczekiwano, że ktoś wreszcie wdepnie w kociołek – przypomnijcie, czyżby... Esh?), doraźnym odpieraniu ataku Dago na prowiant i słuchaniu opowieści.
Ogień trzaskał, niebo było wygwieżdżone, noc bezksiężycowa, a kompania zacna.
Rankiem pierwszy ruch należał do Dante, który nie ruszając się z miejsca spoczynku celował obiektywem w wyłażące z namiotów kaprawe wampiry – zapraszamy do galerii.
Potem Winorośl musiała się ewakuować, ale po drodze zabraliśmy jeszcze ze stacji Dareko – Mcbet otwiera tył wozu, a tam trzy lufy i wrzask: „Na kolana, ścierwo!”
Madzik, jeszcze raz wielkie dzięki. Uznanie dla Esha za organizację a wszystkim dzięki za atmosferę.
Piątkowy wieczór zaczął się ok. godz. 20 od kilku problemów organizacyjno-logistycznych, o których meldowano głównie przez telefon:
- Czekam już na was na dworcu w Otwocku.
- Yyyy... bo my na Ursynowie jeszcze jesteśmy i za jakąś godzinę tam będziemy...
Pół godziny później:
- Zabierzemy cię z Józefowa, tylko nie bierz roweru.
Godzinę później:
- Stoimy przy stacji na awaryjnych.
Trzeba było widzieć konfuzję trzech pań w jakimś osobowym, do których wyszczerzyłam się radośnie. Ich wina. Mogły nie stać na awaryjnych przy stacji.
- No dobra, jestem przy stacji, a wy?
- My też.
- To znaczy przy torach?
- Przy torach.
- No to gdzie cholera jesteście, bo was nie widzę.
- Ja przy samych torach stoję...
Itd, itp inteligentnej gadki, koordynaty wreszcie podano, obiekt namierzono i wyściskano się na powitanie.
Tył wozu zajmowała góra sprzętu oraz klnący, wrzaskliwy i roześmiany tandem Okruszka-Esh. Winorośl jako posiadającą mapę i znającą najbliższą okolicę posadzono koło kierującego Mcbeta.
Panowie Renegaci pojęli swój błąd dopiero w środku lasu, gdy w światłach reflektorów pojawił się napis „Emów”... )))
Było zabawnie.
Noc piątkową opisano już barwnie i szczegółowo, dodam tylko, że upłynęła szybko i rozkosznie na wzajemnych docinkach, szukaniu pierdoły obozowego w kilku kategoriach (z uporem oczekiwano, że ktoś wreszcie wdepnie w kociołek – przypomnijcie, czyżby... Esh?), doraźnym odpieraniu ataku Dago na prowiant i słuchaniu opowieści.
Ogień trzaskał, niebo było wygwieżdżone, noc bezksiężycowa, a kompania zacna.
Rankiem pierwszy ruch należał do Dante, który nie ruszając się z miejsca spoczynku celował obiektywem w wyłażące z namiotów kaprawe wampiry – zapraszamy do galerii.
Potem Winorośl musiała się ewakuować, ale po drodze zabraliśmy jeszcze ze stacji Dareko – Mcbet otwiera tył wozu, a tam trzy lufy i wrzask: „Na kolana, ścierwo!”
Madzik, jeszcze raz wielkie dzięki. Uznanie dla Esha za organizację a wszystkim dzięki za atmosferę.