Kasiek pisze:O, dzięki dla Kota w Kapeluszu, że z tak daleka chciało mu się do nas jechać
A już miałem iść do kąta popłakać, że nikt mi nie dziękuje. Ale postanowiłem jeszcze parę postów przeczytać
Kochani, ja dziękuję Wam wszystkim, za wspaniałe manewry, nawet jeśli straciłem z połowę z nich. Jesteście wielcy, czas spędzony z Wami nigdy nie jest stracony, a te zadrapania, które mam na nogach i rękach (o krostach od chorernych krwiopijców na głowie nie wspominając) nikną przy wspomnieniach, jakie mi daliście.
Jesteście tacy, o tacy normalnie *pokazuje jacy*
Ale paru osobom podziękuję szczególnie, bo zasłużyły:
-Kasiek, za pożyczenie munduru i za to dzięki niej (mam nadzieję) będę miał własny. Naprawdę się nie spodziewałem, że nosimy ten sam rozmiar.
- McBet, za podrzucenie do Urli. Co prawda trafiliśmy akurat na ten moment, gdy pociągi robią sobie przerwę, ale nie musieliśmy iść siedmiu kilometrów. Zwłaszcza, że ja poprzedniego dnia conajmniej tyle zrobiłem. No i podróż na pace, po przygwożdżeniu bagażami, to też powód do wspomnień. Gdy puściłeś IRA, miałem ochotę powiedzieć "Czas na małą cygańską balladkę", ale nie zdążyłem.
- Dante. Za to poczucie humoru, które tym razem aż z Ciebie tryskało. Zawsze miałem Cię za małomównego i trochę ponurego, a na tych manewrach udowodniłeś mi, że się myliłem. Obym zawsze tak się mylił. Moment, gdy zacząłeś udawać picie soku z gumijagód i skakanie na zawsze pozostanie mi w pamięci.
Przy okazji szacunek dla Koziego (jak to się odmienia?). Jego karabin waży 10 Kg, z tego co wiem. Dzisiaj sobie niosłem torbę ważącą 11 Kg od przystanku do domu i łapy mi odpadały. Jak on mógł z tym przejść cały dystans, biegać i jeszcze strzelać nie mam pojęcia.
Kochani, jesteście... no, tego, kochani jesteście i tyle. Dla Waszego towarzystwa i zabawy z Wami warto jest lecieć 1000 Km i dać się pogryźć komarom (kleszczy nie stwierdzono). Za rok też się pewnie zjawię.
Przy okazji, skoro to komentarze, muszę jedną rzecz powiedzieć. Jeśli ktoś nowy będzie się zjawiał na manewrach - a jest to bardzo możliwe, bo ludzie nam nowi ciągle dochodzą i w tym roku trochę nowych było - to jeśli chce się postrzelać, musi mieć automat. Bieganie z czymś innym nie ma sensu. Zwyczajnie bez broni, którą można przeciwnika zasypać kulkami i przycisnąć do ziemi nie można było wiele zrobić. Wszystko działo się na sporych odległościach - czasami wręcz nie wiedziałem skąd do mnie strzelali. Może trzeba pomyśleć o jakichś paru zapasowych, słabszych automatach? Przyda się nie tylko, jeśli dołączy ktoś nie znający się na ASG, ale i w innych sytuacjach. W pewnym momencie gdy liczyliśmy ile broni nam zostało, okazało się, że na siedem osób mamy cztery automaty, bo reszcie coś nawala.
A, byłbym zapomniał o najważniejszym.
Osłona dla snajpera!