Zgadzam się z Mcbetem, że faceci są mocno dyskryminowani. Przewijaki w damskich kibelkach to dobry przykład (choć można się zastanawiać, czy to nie raczej dyskryminacja kobiet - podejście, że tylko kobieta ma zasuwać przy dziecku). Poza tym: jeśli jest mi niewygodnie w spódnicy, mogę nałożyć spodnie i nikogo to nie obejdzie. Facet nie ma wyboru.
Nie używałabym natomiast słowa dyskryminacja tam, gdzie chodzi o czepiactwo z powodu wzrostu, wagi itp. To są braki w kulturze osobistej i uprzedzenia. Dyskryminacja jest tam, gdzie coś się nam uniemożliwia pomimo braku podstaw merytorycznych. Nie czuję się dyskryminowana dlatego, że np. nie zostanę baletnicą, snajperem czy chociażby stewardesą (no, chyba że zrobiłabym sobie tę operację na oczy
, bo są po temu racjonalne podstawy.
Mnie się regularnie różne starsze panie czepiały o to, że jestem chuda.
W życiu zawodowym nie spotkałam się z dyskryminacją, choć działka humanistyczno-lingwistyczna jest raczej sfeminizowana. Zdarzało mi się trafiać w środowiska, gdzie była większość facetów, i było ok. Raz trafiłam na rejsie na kapitana, który traktował mnie trochę per noga, ale w stosunku do chłopaków z załogi też nie był w porządku.
Aha, raz spotkałam położnego-faceta. Rzeczywiście rzadkość wielka. Może szkoda - choć całe jego zadanie polegało na pokazaniu mi drogi z izby przyjęć do łóżka na sali szpitalnej, miałam wrażenie, że gość jest pracownikiem 5-gwiazdkowego hotelu, a ja klientką ze specjalnej vipowskiej listy...