Pozory, Falku, pozory. I mówię to jako historyk literatury zajmujący się właśnie romantyzmem ;-) To epoka-gigant, drzewo mające jeden pień, ale setki, tysiące gałęzi — a niektóre są od siebie naprawdę daleko. Romantyzm w wersji szkolnej to zaledwie kilka zagadnień, w dodatku bardzo obciążonych stereotypami. (Tak na marginesie — boh, czemu suchotnik? Paru romantyków na suchoty zeszło, ale bohaterowie literaccy opuszczali świat zwykle innymi drogami. Ciekawi mnie po prostu, skąd to skojarzenie — gdybyś mógł na PW, będę bardzo wdzięczna.)Falk von Breslau pisze:Jak ja pamiętam ogólniak, to wydawało mi się, że każde dzieło jest na jedno kopyto - bohater to nadwrażliwiec, neurastenik i zazwyczaj suchotnik, który przeżywa rozterki moralne, etc. Ile powstało naprawdę oryginalnych dzieł romantyzmu? Ile naprawdę warte jest przeczytania? Moim zdaniem niewiele. Na tle przeciętnego bohatera romantyzmu wampir opisany przez Ciebie to naprawdę zdrowy psychicznie, pogodny człowiek.
A mało kto (oprócz polonistów, a i też nie wszystkich) wie, że istniało zjawisko zwane frenezją romantyczną, bez której nie powstałoby coś takiego jak horror. Bohaterom Byrona czy Bürgera literatura popularna (w tym również literatura grozy) bardzo wiele zawdzięcza. Nie szukając daleko — w każdej części Dziadów jest wątek wampiryczny; niektóre fragmenty Konrada Wallenroda z powodzeniem mogłyby się znaleźć w dobrym horrorze; scena zamkowa w Kordianie jest kapitalnym przykładem fantastyki grozy; do tego dochodzą takie utwory jak Maria, Zamek kaniowski, Arab, Lambro czy Lilla Weneda, a i to zaledwie kropelka w wielkim morzu, jakim jest tzw. czarny romantyzm. Wystarczy wiedzieć i umieć poszukać. W literaturze nic nie bierze się z powietrza. Bez romantyzmu po prostu nie byłoby współczesnej grozy :-)
I może na tym zakończę, bo skrzywienie zawodowe to jednak straszna rzecz ;-)