Strona 11 z 12

: 4 wrz 2007, o 21:39
autor: Falk
Ja uważam, że wykreowanie mitu mesjasza narodów, wyższości z tego, że pochodzi się z okupowanego kraju, a przede wszystkim hipokryzja (bo nawoływanie przez twórczość do czynu zbrojnego i równocześnie niebranie w nim udziału tak chyba wypada nazwać) to jednak spore rysy na wizerunku tego twórcy. Taki na przykład Baczyński (za którym też nie szaleję :P) wziął przynajmniej udział w powstaniu warszawskim, zaświadczając tym samym, że utożsamia się z tym, co pisał.

A co do grafomanii Sienkiewicza - myślałem raczej o papierowych bohaterach i kiczowatej fabule ;) .

: 6 wrz 2007, o 19:26
autor: Kot w kapeluszu
Z którym to mitem próbował walczyć Słowacki, zwany naszym drugim wieszczem narodowym, mickiewiczowy arcykonkurent. I jakoś mu się nie udało, chociaż uznanie ma podobne (aczkolwiek nie u mnie - ja Słowackiego nie znoszę). Ciekawe, nie?

Zmienię trochę temat i napiszę recenzję książki, którą niedawno czytałem.

Marek Czerwiński "Snajperzy wczoraj i dziś", wydawnictwo Bellona.
Cienka książka, mniej niż dwieście stron, ale i cena niewygórowana, bo ledwie dwadzieścia złotych. I warta tych pieniędzy.
Marek Czerwiński to zawodowy żołnierz (a z zamiłowania, zdaje się, myśliwy), który interesuje się bronią snajperską. Napisał kilka książek bardziej technicznych, w jednej z nich zawierając kilka krótkich opowiadanek o pojedynkach snajperskich. Pomysł spodobał się czytelnikom, dlatego napisał kolejną książkę, tym razem wyłącznie z takimi opowiadaniami. I tę właśnie książkę chciałbym Wam przybliżyć.

Opowiadań jest kilkanaście i to tak bliżej dwudziestu niż dziesięciu. Opisują głównie pojedynki snajperskie (dwóch lub więcej snajperów przeciw sobie), albo jakieś akcje snajperskie przeciw oddziałom wroga, chociaż czasami autor próbuje na podstawie konkretnych wydarzeń nakreślić szerszy plan. Są tu historie i z drugiej wojny światowej i z wojny w wietnamie, a także z czasów nam bliższych (Afganistan). Bohaterowie są najróżniejszych narodowości. Tych najbardziej znanych - Amerykanie, Rosjanie, Niemcy - ale i tych mniejszych, zapominanych - Czeczeni, Finowie, Australijczycy. Zdecydowana większość opowiadań to pojedyncze epizody, rozgrywające się w ciągu paru dni. Tylko niektóre przedstawiają coś więcej. Osobiście najbardziej podobało mi się właśnie takie dłuższe opowiadanie, przedstawiające losy pewnego polskiego żołnierza - snajpera z zamiłowania - w czasie drugiej wojny światowej toczącego prywatną wojnę z Niemcami i żołnierzami Radzieckimi.
Jedna rzecz, która w tej książce mnie zdziwiła, ale i na swój sposób urzekła, jest pewien relatywizm, zmienność autora. Potrafi on na przykład w jednym opowiadaniu pisać, że snajper dysponował doskonałym karabinem Mosin o danych parametrach, by w kolejnym ten sam Mosin z identycznymi parametrami i celownikiem został uznany za najsłabszą dostępną broń, którą bohater stara się wymienić na inną. Tylko że akcja tych opowiadań będzie się rozgrywać w innych czasach i ten karabin rzeczywiście w jednym przypadku był cudem techniki, by później zostać wypartym przez jeszcze lepsze. Podobnie potrafi krytykować karabin SVD i pokazać w opowiadaniu jak to się słabo spisywał, by w kolejnym przedstawić SVD jako karabin lepszy i skuteczniejszy w danych okolicznościach. Przedstawia więc racje obu stron i doskonale pokazuje, że nie istnieje coś takiego jak idealny karabin snajperski, lecz różne bronie będą inaczej pasować do różnych warunków.
Książka daje też do myślenia różnym wannabe-snajperom. Bardzo dobrze pokazuje bowiem, że zawód snajpera to brud, smród, komary, robaki, pot i uryna. To nie headshoty a drżenie o życie. Nie szybkie akcje, lecz powolne, wręcz niezauważalne czołganie się w piachu. To wreszcie nie tylko błyskawiczny refleks i celne oko, lecz również całe mnóstwo planowania, myślenia i szykowania sprzętu. Kilka historii przedstawia tak dobre maskowanie snajperów, że nie są oni rozpoznawani nawet gdy patrzy się prosto na nich z niewielkiej odległości.
Żeby za bardzo nie słodzić, wspomnę też o wadach. Po pierwsze autor trochę za bardzo - jak dla mnie - skupił się na technikaliach. Czasami potrafią one spowolnić ciekawie się rozwijającą akcję. Widać też, że pisał raczej dla ludzi interesujących się militariami i posiadającymi minimum wiedzy np. o oznaczaniu kalibrów.
Za drugą wadę uznałbym jego własne przekłady, głównie z języka rosyjskiego. Kilkakrotnie pojawiają się w opowiadaniach wypowiedzi w oryginalnym języku, które autor tłumaczy w przypisach. Tłumaczy całkiem nieźle, lecz nie do końca wiernie, nieco łagodząc język miejscami. Nawet ja z moją słabą znajomością rosyjskiego wiem, że "paszoł won" to nie "odejdź" tylko raczej "poszedł", a ton wypowiedzi zmienia to zasadniczo.
No i kolejna wada - grubość książki. Jest za cienka, czyta się ją błyskawicznie, a potem chce więcej.
Podsumowując - całkiem ciekawa i nieźle napisana książka, przedstawiająca snajperów "od kuchni". Nie byłaby warta większych pieniędzy, lecz za tę cenę jest akurat. Idealna na krótką podróż pociągiem czy krótką przerwę na studiach/w szkole/pracy, etc.

: 6 wrz 2007, o 22:12
autor: Alienor
Kocie, dzięki za recenzję. Od razu wiem, co to za książka, czy mnie potencjalnie interesuje, czy nie, a jednocześnie nic nie zaspojlerowałeś. Więcej tu takich!

Jak mi wpadnie w łapy, to chętnie przeczytam. A dziś kupiłam sobie "Prochy świętych" Radka Sikorskiego, zachęcona głosami na forum.

: 6 wrz 2007, o 23:09
autor: Kot w kapeluszu
Aha, dodam jeszcze że lublińskie (i okoliczne) wąpierze (oraz futerkowce :-P ) mogą się uśmiechnąć do Fumiko i pożyczyć. Znając jej tempo czytania, podejrzewam że szybko ją skończy i będzie mogła puścić w obieg.

Przy okazji, "Prochy świętych..." też kupiłem pod wpływem tutejszych wypowiedzi. Jeszcze nie zacząłem, ale już się szykuję.

: 7 wrz 2007, o 10:51
autor: Fumiko
Lublińskie? Oj czekaj, my się jeszcze policzymy renegacie przebrzydły... lubisz łaskotki, prawda?? :twisted: :twisted: :twisted:

Temat o łaskotaniu potrzebny? Zainteresowanie jest? Dobrze, pomyślimy... Na razie wracać do czytania. I informowania o tym, co dobre.
Kasiek

: 11 wrz 2007, o 20:20
autor: Tamos
Ja czytam książkę Dostojewskiego pt."Zbrodnia i Kara"
nota wydawcy, do BiblioNETki wprowadził(a): margot., dodana: 29.01.2006

Dramat ubogiego studenta Rodiona Raskolnikowa, który postanowił zamordować starą lichwiarkę, aby udowodnić swoją wielkość, od lat fascynuje czytelników. Być może dlatego, że ten wstrząsający moralitet o upadku i odkupieniu jest zarazem pasjonującą powieścią sensacyjną. Dostojewski z ogromną przenikliwością przedstawia psychikę drobiazgowo planującego zabójstwo maniaka, jak również pozornie nieporadnego, a w rzeczywistości diabolicznie inteligentnego policjanta. "Zbrodnia i kara" odsłania świat nędzy, głodu, poniżenia i okrucieństwa, w którym jedyną szansą na zbawienie jest miłość, bezwarunkowa, wszechogarniająca i wytrwała. Jednak prawdziwym bohaterem arcydzieła wielkiego Rosjanina jest miasto, niesamowity, pełen dziwnego czaru, a zarazem odrażający Petersburg, gdzie piękne kobiety popadają w szaleństwo, prostytutki zamieniają się w anioły, lubieżnicy łkają ze skruchy - miasto, gdzie może wydarzyć się wszystko...

[Prószyński i S-ka, 2004]

: 11 wrz 2007, o 23:36
autor: Falk
Szczerze mówiąc, nie doczytałem tego do końca. Widziałem za to niezłą adaptację teatralną.

: 13 wrz 2007, o 00:05
autor: Wilkołak
Aaaaa!!!! Czas umierać. Wiem, że notorycznie robie błędy, ale do jasnej anielki, jak zaczynam narzekać na ROMANTYKÓW to narzekam na ROMANTYKÓW a o ile pamiętam z liceum Sienkiewicz romantykiem nie był. S to Słowacki, wiecie, ten koleś, co "wielkim poetą był" a poza tym regularnie podkładał świnie Mickiewiczowi ( i vice versa).

: 13 wrz 2007, o 09:50
autor: Kasiek
To nie używaj skrótów. Ja sie przyzwyczaiłam do rozmów z Jackiem Komudą no... On nazwiska tego w pełni nie wypowiada za często, bo dostaje alergii. I jest pan S. wtedy ;P Zwracam honor.

A co do Mickiewicza i Słowackiego... Konkurencja...

: 13 wrz 2007, o 16:31
autor: Falk
To chyba też szło o jakieś sprawy osobiste. Bodaj Doktor z Dziadów cz. III to była postać wzorowana na ojczymie Słowackiego.

Ja i tak wolę Norwida, aczkolwiek przerabianie go w szkole to katorga.

: 13 wrz 2007, o 17:37
autor: Kasiek
Bodaj. Doctor Becu, oczywiście że tak. A w Kordianie ( kto wie, czemu taki tytuł?) Słowacki wyśmiewa Konrada z Dziadów.
Kochali się, nie ma co :)

: 13 wrz 2007, o 17:57
autor: Falk
Konrad to wyjątkowo irytujący jegomość. Szczerze mówiąc, znienawidziłem do reszty romantyzm właśnie po Dziadach.

Napisałem ponoć, bo prawniczym zwyczajem, niemal zawsze piszę tak, bym mógł się jakoś wykręcić :P ;)

: 13 wrz 2007, o 18:30
autor: Kot w kapeluszu
Ja nie wiem czy dyskusja o Mickiewiczu i Słowackim to jeszcze pod ten temat pasuje, ale skoro już na nich zeszło to sobie pozwolę. A co :-)

Mnie osobiście Słowacki nigdy nie wchodził, nie lubię jego twórczości i się z nią nie zgadzam. Nie pasuje mi ani styl, ani treści jakie próbuje przekazywać, a określanie go mianem wieszcza narodowego uważam za olbrzymią przesadę. Z Mickiewiczem jest inaczej. Nie lubię jego długich utworów, które albo męczą swoją formą (Pan Tadeusz), albo są wręcz mało czytelne. Dlatego o ile do samego Konrada nic nie mam, to do Dziadów części trzeciej nie mam zamiaru wracać właśnie ze względu na kompozycję utworu. Bardzo mi się za to podobają jego krótsze dzieła, np. "Ballady i romanse" (np. Tukaj, albo próba przyjaźni, chyba moja ulubiona) czy "Reduta Ordona". Uważam też, że był wyśmienitym tłumaczem, a jego tłumaczenie takiej "Rękawiczki" Schillera czy napisu nad bramą piekła z "Boskiej komedii" są doskonałe.

: 19 wrz 2007, o 18:41
autor: Wilkołak
. Co do twórczości Słowackiego... przeczytaj Kocie "Beniowskiego", to na prawdę fajne dziełko. Pana Mickiewicza nie lubię za większość jego utworów "patriotycznych". Nie trawię zwłaszcza Konusia Walenroda i Grażyny, "Śmierć Półkownika" to czysta fikcja a wizja Polski jako mesjasza narodów dziwnie mnie irytuje. Może jestem dziwny ale nie rozumiem dlaczego mieliśmy dać się wyrżnąć za Europę która regularnie miała nas gdzieś a do tego ta wizja się sprowadza

: 24 wrz 2007, o 18:26
autor: Kasiek
A może dlatego, że tak było wtedy ludziom łatwiej? Dalej podchodzicie do literatury w ten sposób: co autor miał na myśli... Nie twierdzę, że nie była to literatura niezaangażowana. Bo była. Ale znacie takie pojęcie jak konwencja? Fikcja literacka? Literatura maski? Polecam najbardziej pospolity słownik terminów literackich, dla bardziej ambitnych "trojaczki", czyli "Zarys Teorii Literatury" M. Głowińskiego, klasyka.
Toczymy jałową dyskusję. Wy nie dacie się przekonać do romantyków, pozytywistów i całej tej bandy... do czego zresztą wcale nie mam zamiaru was namawiać... A ja nie dam się przekonać, że większość naszej tradycji literackiej to jedno wielkie szambo. Bo mogę nienawidzić Słowackiego, Mickiewicza i całej bandy tych darmozjadów, mogę powiedzieć że Śmierć Pułkownika to czysta fikcja (poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale zawsze myślałam, że większość literatury to fikcja... :shock: ), ale widzę to, że oni naprawdę sprawnie posługiwali się piórem... Że potrafili napisać coś, co "porywa (...) duszę jak piramidę"*, że ktoś się nad tym wzruszył, zadumał, że dało to radość, albo pocieszyło. Po prostu widzę nawet tylko formalną stronę, ale potrafię powiedzieć: tak, to jest dobre, nawet jeśli się z tym nie zgadzam, albo nie pasuje mi to, co jest tam przedstawione.

D y s t a n s. Dystans do literatury. Była zaangażowana, dziś jest jedynie pamiątką, tradycją, sygnałem, symbolem czegoś, co było, co odeszło, czego już nie ma. Zaraz czepicie się Bogurodzicy, bo zawiera nieprzyzwoite słowa. W końcu "Zyszczy nam, spuści nam" w gimnazjum interpretują w jeden sposób. Dojdziemy do tego, że pieśń ta propaguje rozmaite zboczenia, a więc nie może być w kanonie nauczania, potem że powinna zniknąć zewsząd.

*To akurat jest z Norwida, z pięknego wiersza "Pielgrzym"